XVII Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej im. Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza, to kolejna edycja memoriału poświęconego pamięci ratowników GOPR, którzy tragicznie zginęli w Karkonoszach. To także jedna z bardziej wyczekiwanych imprez długodystansowych, której uczestnicy mają do pokonania 137 kilometrów trasy w 48 godzin. I w końcu – to jedno z nielicznych tego typu wydarzeń dla piechurów, które odbyło się w tym zwariowanym roku. Brałem udział w tej wyrypie dziewiąty raz z rzędu. Zapraszam do relacji i podsumowania!
Szybki przegląd
Kiedy: 18-19.09.2020 r.
Gdzie: Szklarska Poręba, Karkonosze, Rudawy Janowickie, Góry Kaczawskie, Góry Izerskie
Dystans: 137 km
Limit czasowy: 48 godzin
Uzyskany czas: 33:07 brutto; 30:18 netto
Średnia prędkość: 4.99 km/h
Rozdział 1. Strategia
Jak co roku przed startem postawiłem przed sobą dwa cele. Pierwszy, najważniejszy, to dotarcie do mety w jednym kawałku (czyt. może być powykręcany, byle kończyny były na swoim miejscu, a czerep nadal spoczywał na wątłej szyji). Drugi cel w moim przypadku musi być nieco ambitniejszy. Ponownie chciałem urwać trochę czasu od zeszłorocznego wyniku (31:43).
Rozdział 2. Czasami coś się pruje, czyli o sprzęcie kilka zdań
Jeżeli chodzi o jakieś zmiany w ekwipunku – takowych nie przewidywałem, bo wszystkie jego elementy mam sprawdzone i po prostu mi pasują. Na stopach standardowo Salomony XA Pro 3D – bez membrany, jak nazwa wskazuje. W rękach niezastąpione Fizany Compact. Krótka koszulka techniczna, krótkie gacie, na grzbiet cienka wiatrówka… Tak to jednak bywa, że czasami coś potrafi się spierdzielić na ostatnią chwilę. Dwa dni przed „Przejściem” w plecaku rozpruł mi się zamek. W sumie, nie było co zbierać. Z wysłużonym biegowym Asickiem Lightweight zrobiliśmy kilka tysięcy kilometrów, więc i tak nasze wspólne dni były policzone. Nie miałem czasu. Nie miałem -zbyt dużego- wyboru. Kupiłem 10-cio litrowego Salomona Skin Pro, kompletnie nie wiedząc, jak ta konstrukcja zachowa się na długim chodzonym dystansie. Ryzyk-fizyk, jak to mawiają!
Zobacz też: Buty Salomon XA Pro 3D. Obuwie idealne na długi dystans?
Rozdział 3. Do startu gotowi?
W tym roku -z wiadomych względów- cała stawka podzielona była na cztery grupy startowe. I tak, od 10:30 do 12:00 oraganizatorzy co pół godziny wypuszczali na trasę po maksymalnie 150 osób. Podczas zapisów wybrałem ostatnią grupę, aby tradycji stało się zadość (red. w normalnych warunkach start miał miejsce właśnie w południe). Poza tym, od 2-3 lat zaraz po starcie przesuwaliśmy się do przodu i tak już szliśmy do mety – w czubie. W tym roku poczułem potrzebę popatrzenia sobie na tych wszystkich śmiałków, zamienienia kilku zdań, czy choćby rzucenia zwykłego „czołem!”. Zanim ruszyłem po pakiet, zmierzono mi temperaturę ciała. Wyszło 35 i 9, jednak jak się później okazało, koledzy mieli jeszcze niższe wartości pomiaru. Parada zombie, czy co? Zasada była taka – kto będzie miał dwa razy ponad 37,5 stopnia, ten dostaje dyskwalifikacje. Po minucie ciszy poświęconej patronom marszu ruszyliśmy na trasę.
Rozdział 4. Z pamiętnika długodystansowca. Wybrane fragmenty z trasy
Już zaraz za startem pojawiły się znajome twarze oraz uczestnicy „Żylety”. I tak sobie szliśmy i gawożyliśmy i w niespełna godzinę od startu wspólnie osiągnęliśmy Halę Szrenicką. Kolejny rok z rzędu w Karkonoszach przywitała nas bombastyczna pogoda. Niebieskie niebo, słoneczko, brak wiatru. Nie pozostało nic innego, jak trochę ponapierać do przodu, żeby dobrze rozgrzać mięśnie.
Z Karkonoszy sprawnie stoczyliśmy się na Przełęcz Kowarską. W Rudawach Janowickich powli zaczął zapadać zmrok. Czołówki włączyliśmy niemal w identycznym miejscu, co rok wcześniej. Co tu dużo pisać, w miłej atmosferze zaklepaliśmy Skalnik i punkt kontrolny pod Wołkiem. (…) W tym roku Rudawy wokół mnie tętniły życiem, a tutejszą ciszę wypełniały rozmowy uczestników na tematy wszelakie. To takie urocze, gdy w ciemnym lesie spotykają się zupełnie obce osoby i jak gdyby nigdy nic klepią bajerkę niczym znajomi z podstawówki, którzy nie widzieli się od wielu wielu lat (…) Autostradą bolczowską dotarliśmy do ruin średniowiecznego zamku i dalej do Doliny Janówki. Ta, po godz. 23 wyprowadziła nas wprost na Punkt Żywieniowy. Szybka miska i do sklepu do Pana Mirka po zapasy. Pan Mirek robi dobrą robotę!
(…) W Góry Kaczawskie wkroczyliśmy z przytupem, a to za sprawą krótkiego ale intensywnego podejścia pod Różankę, wśród starych wyjadaczy określaną mianem Makaronowej Góry. Ktoś jeszcze w ogóle pamięta dlaczego? (…) Kolejny raz z całego serca pragnę podziękować mieszkańcom Radomierza, konkretnie jednego z domostw przy trasie, którzy którąś edycję z rzędu częstowali gorącą herbatką. Proszę Państwa, rewelacja! Dzięki Wam wielu uczestników miało okazję napić się jedynego gorącego napoju tej nocy. Bo u Was były kubeczki. W przyszłym roku nie wypada nam wpaść z pustymi rękami!
(…) Tym razem odcinek z Radomierza pod Łysą Górę wcale się nie dłużył. Nawet asfalt była jakoś mało asfaltowy, a na pastwiskach nad Komarnem nie mogliśmy się dopatrzeć koni. Szkoda, bo konie są fajne. (…) Pod Łysą Górą zrobiliśmy małą pauzę. Ludzie, którzy szli starym i krótszym wariantem trasy wypytywali, czy gdzieś tam (czyli na odcinku, który ominęli) nie było punktu kontrolnego. No nie było, a powinien, o czym od lat wspominają uczestnicy. Robert zrezygnował z dalszego marszu, co było dla mnie sporym szokiem, bo fizycznie wyglądał bardzo dobrze (…) Aby grzecznie pominąć odcinek trasy, za którym nie przepadam, napiszę – Pod Okolem był PK6 zaopatrzony w ognisko, później było Okole, pod nim Chrośnica, a nad nią Góra Szybowcowa i PK7. Och, gdyby pokonywanie kilometrów też można było tak przyśpieszyć, jak powyższy opis kilkunastu kilometrów trasy… Na „Szybę” dotarliśmy po 20 godzinach od startu i podładowaliśmy się przepysznym żurkiem, który skradł serca moich kubków smakowych. O mamo, Hexa jesteś the best!
Czas był fajny, my trochę zaspani, więc po szybkiej kawce ruszyliśmy do Jeżowa Sudeckiego. Na tym odcinku trasy śmiało można powiedzieć, że wszystkie drogi prowadzą na Lotos. To właśnie tam co roku uczestnicy kupują hot-dogi na kilogramy. Jedliście? (…) Goduszyn, około 100 kilometr trasy. Tu wyraźnie poczułem w żyłach pewne rozdrażnienie. Niby wszystkie „parametry” w normie i nawet nie wiem w którym dokładnie momencie, gdzieś za Komorzycą, elektrownia stanęła i odcięło nam prąd.
Dalsza trasa była katorgą dla ciała i umysłu. Poruszaliśmy się niemrawo do przodu skąpani w promieniach pełnego słońca. Po lewej Karkonosze, jak na tacy. My też – jak na tacy. Przez Zimną Przełęcz i Bobrowe Skały dotarliśmy do Górzyńca, skąd rozpoczęliśmy wejście na Zakręt Śmierci i na Golgotę. W zeszłym roku całe podejście do Wysokiego Kamienia zajęło nam 1,5 godz., jednak tym razem dołożyliśmy jeszcze ze dwa kwadranse. Będąc już na szczycie zgodnie postanowiliśmy, że nie ma się co zatrzymywać. Odcięcie nieco odpuszczało, jednak odechciało nam się wszystkiego, więc poszliśmy w siną dal!
(…) O co chodzi z tym brakiem mocy? Można by rzec, że zmęczenie dało się we znaki, że to normalne. Oj nie, to nie to. Najzwyczajniej leciały nam głowy z karku, powieki opadały jakby ktoś zamocował do nich ciężarki, a droga uciekała z prawa na lewo. Nie pomagało nic – przepłukanie żołądka wodą, przepłukanie głowy wodą, nawet kawa na Zakręcie Śmierci dała rozczarowująco małego kopniaczka. I tak przez kilka godzin. Jedliśmy i piliśmy niemal to samo i już wtedy wydałem werdykt – cola. Rzadko sięgam po ten napój, a tym bardziej na długim dystansie. Ktoś jednak zrobił mi na trasie takiego smaka, że kupiłem dwie puszki. Obstawiam, że gdy przepaliło cukier z żył, złapaliśmy mega spadek podkręcony jeszcze solidnym tempem i brakiem snu. No cóż, no cóż, czasu nie cofniesz.
Zobacz też: Imprezy długodystansowe w 2019 roku. Podsumowanie sezonu w liczbach
(…) W miarę sprawnie dotarliśmy do Zawaliska i dalej do ostatniego PK w Jakuszycach. Artur spytał, czy sporo osób już przeszło przez punkt. Jak się okazało, niespełna 40. To też było spore i miłe zaskoczenie. (…) Przy zachodzącym słońcu podpychaliśmy się w kierunku Owczych Skał i Przedziału. Nasze organizmy powoli wybudzały się z kilkugodzinnego letargu. Jeszcze za szarówki pokonaliśmy zdezelowane kładki. To była jakaś abstarakcja, bo od poprzedniego „Przejścia” ich stan techniczny stał się wręcz nijaki. Niemiec nie dałby wiary, że tak może wyglądać szlak turystyczny.
(…) Na dawnym torze saneczkowym odezwały mi się kolana, zwłaszcza prawe, zatem dostałem tam niezły wycisk. Sporo osób później narzekało na ten odcinek, zresztą, jak co roku. Proszę Państwa! Bywały edycje, kiedy torem płynął potok. To dopiero był dramat! (…) Do mety dotarliśmy o godz. 21:07, a na liczniku stuknęło 33:07. Ja rok temu pisałem, że finisz był nijaki? To w tym napiszę, że finisz po prostu był.
Rozdział 5. Odczucia
XVII Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej było dla mnie bardzo wyjątkowe. Po kilku latach, kiedy „gnałem” w czubie stawki, w końcu mogłem na spokojnie zlustrować współuczestników, zbić piątkę ze znajomymi, z którymi pokonywało się trasę kilka lat temu. Moje obawy co do tłoku na szlaku – wszak startowałem w ostatniej grupie- okazały się być zupełnie niepotrzebne. Sporo osób skumulowało się w schroniskach „Na Hali Szrenickiej”, „Odrodzenie” oraz „Dom Śląski”, przez co i na Okraju, gdzie co roku jemy, spokojnie można było zasiąść i odsapnąć. Na niemal całej długości trasy cieszyła mnie obecność „Żyletowiczów”, z których spora część brała udział już w kilku edycjach tej najostrzejszej w naszym kraju wyrypy. Czad!
Mam wrażenie, że w tym roku w wielu uczestnikach coś pękło, o czym mogą świadczyć niektóre komentarze w internetach. Startowałem w lepiej i gorzej przygotowanych wyrypach i powiem Wam szczerze – zawsze róbcie to dla siebie i nie liczcie na fajerwerki. Pakiet -poza numerkiem- mnie nie interesuje. Z wody skorzystałem na trzech-czterech punktach, łącznie może pół litra, gdzie na każdym punkcie można było zatankować 0,75l. Nie jadłem żadnych ciastek, ani drożdżówek, nie piłem herbaty – ani tu, ani tam. Zawsze mam z tyłu głowy świadomość, że tych wszystkich rzeczy może zabraknąć dla kogoś w większej potrzebie.
Uczestnicy mają żal, że na PŻ nie było kubków, że na mecie nie było bieżącej wody i toalety, ani jakiegoś ciepłego kąta do przeczekania do rana. Że na mecie czuli się niedocenieni, było ciemno i bez fajerwerków, a na PK wolontariusze w ogóle nie byli wczuci w klimat wydarzenia. Pewnie jest w tym jakaś racja. Mnie najbardziej poruszyła inna kwestia – brak certyfikatów na mecie. Bo to dla mnie pamiątka, a ja zbieram takie pamiątki, co to na ich widok wracają wspomnienia o tym, jak zostało się solidnie przemielonym. Tydzień przed „Przejściem” startowałem w Górach Opawskich (pozdrawiam kol. Andrzeja i Grzegorza!) i papierki były na finiszu. Ba, nawet na tegorocznej „zaocznej” Jesenickiej 60-tce organizator rozsyłał dyplomy z Czech i to w tym gorętszym okresie pandemii. Myślę, że jeżeli organizatorzy „Przejścia” kierowali się bezpieczeństwem, takie rozwiązanie byłoby optymalne.
Rozdział 6. XVII Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej – podsumowanie
W piątek 18 września na trasę „Przejścia” wyruszyło 497 osób. Mimo bardzo dobrych warunków pogodowych spora część uczestników wycofała się z dalszego uczestnictwa w memoriale. Finalnie, do mety dotarło 251 osób. Frekwencja na mecie wyniosła zatem 50%. Dzień później na starcie Połowy Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej stanęło 377 Uczestników. Do mety dotarło 300 z nich. XVII Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej oraz VII Połowę Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej zorganizowała Fundacja Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej przy współpracy licznych partnerów, m.in. Grupy Karkonoskiej GOPR, miasta Szklarska Poręba, czy Miejskiego Ośrodka Kultury Sportu i Aktywności Lokalnej w Szklarskiej Porębie.
Co możesz jeszcze zrobić?Obserwuj nasze konto na Instagramie! (klik)
Wspieraj nas na platformie patronite.pl! (klik)
Lub znajdź na naszej stronie podobne wpisy, o tu kawałeczek niżej 🙂
Jeszcze kawałek!
Turysta. Długodystansowiec. Eksplorator. Przez ostatnią dekadę przeszedł w górach ponad 20 000 km. Twórca projektu Górskie Wyrypy. Od 2013 roku promuje imprezy długodystansowe dla piechurów. Ma na koncie kilkadziesiąt startów w takich wydarzeniach. Sudety to jego mała ojczyzna. Je też lubi promować.