W sobotę odbyła się kolejna, już 18-sta edycja Prudnickiego Maratonu Pieszego. Z zamiarem wzięcia udziału w jednej z prudnickich wyryp nosiłem się już od kilu lat, jednak zawsze było mi tu jakoś nie po drodze. No wiecie, takie standardowe wymówki w stylu – a to to, a to tamto. Kiedy już obiecałem sobie, że w tym roku wezmę udział w Rajdzie Prudnik Pradziad, ten został przeniesiony na 2021. I tak właśnie trafiłem na drugą tutejszą wyrypę – XVIII PMP, z której zaraz wysmażę Wam krótką relację.
Kiedy: 12.09.2020 r.
Gdzie: Prudnik, Góry Opawskie
Dystans: trasa duża (50 kilometrów)
Limit czasowy: 12 godzin
Zmierzony dystans: 53 kilometry
Uzyskany czas: 10:29 brutto; 9:57 netto
Średnia prędkość: 5.33 km/h
Ciekawość. To chyba główny powód, dla którego przyjechaliśmy do Prudnika. Już jakiś czas temu okrzyknąłem imprezę „klasykiem Sudetów Wschodnich”, bo jej wieloletnia tradycja może robić wrażenie. No, na mnie robi. Pomijając jakieś tam „zaoczne” imprezy, to miał być mój pierwszy start w tym roku. Bo choć ciężko w to uwierzyć, to PMP był jednym z kilku nielicznych wydarzeń, które odbyły się w tym roku. Wydarzeń dla piechurów, bo -jeśli ktoś wpadł tu przez przypadek- jestem piechurem.
Zobacz też: TEST: Buty Salomon XA Pro 3D. Obuwie idealne na długi dystans?
Kończąc ten prolog – to był mój pierwszy start, a wraz ze mną na trasę ruszyła Kasia, dla której to był absolutny debiut na tego typu wydarzeniach. Załeżenie było proste – iść, ciągle iść, w stronę słońca. No może nie dokońca. Po prostu mieliśmy iść równym, może nie jakimś mocnym, jednak w miarę solidnym tempem.
Relacja z XVIII Prudnickiego Maratonu Pieszego – na trasie
Z prudnickiego Parku Miejskiego wystartowaliśmy niemal równo o godz. 6:00, by dość szybko oswobodzić się z miejscowej zabudowy. Poranek był bardzo przyjemny, a jego pozytywny odbiór potęgowało wschodzące słońce. Pod nogami kolejne wzniesienia – Kapliczna Góra, Okopowa, Kobylica, Długota – wszystkie około 400-stu metrowe. Mało wymagający odcinek wśród łąk i krów doprowadził nas do Pokrzywnej.
Chwilę później byliśmy już w Rezerwacie Cicha Dolina i idąc wzdłuż Bystrego Potoku zaczęliśmy zyskiwać na wysokości. Ależ tam było przyjemnie – chłodek, zieleń, nawet przeprawy przez potok, no super! Będąc już wyżej, nadrobiliśmy niecały kilometr brodząc w podtopionej błotnistej ścieżce. Zgodnie potraktowaliśmy to jako dodatkową atrakcję na trasie. Dotarliśmy do Górskiego Domu Turysty „Pod Biskupią Kopą”, gdzie znajdował się drugi samoobsługowy punkt kontrolny i po krótkiej przerwie ruszyliśmy w kierunku szczytu.
Za zielonym szlakiem zaczęliśmy wspinaczkę dość sztywnym podejściem do miejsca nazwanego „U obrazku”. No faktycznie, im wyżej, tym obrazek-panorama bardziej cieszyła oko. Idąc tak w stronę krzyżówki szlaków pod Solni horą nie mogłem się nacieszyć widokiem, który mnie po prostu urzekł. Z kolei za Solni horą weszliśmy na sudecką sawannę, gdzie wątła ścieżka obrośnięta była trawskiem wszelakim. I tak – mijając jeszcze jakąś wieżę ciśnień, czy inną konstrukcję – dotarliśmy do kolejnego punktu kontrolnego. Ten był w wiacie pod Kravi horą, na około 35 kilometrze trasy.
Trzeci punkt kontrolny był zarazem pierwszym z obsługą. Dla uczestników przygotowany był skromny -ale wystarczający, jak na taką trasę- poczęstunek. Tu rogaliczek, batonik, tam woda i lufa. W sam raz! Panie na PK baaardzo miłe, co warto podkreślić, bo są w naszym kraju takie imprezy, gdzie wolo stoją na punktach jakby za karę. Mimo, że im za to płacą. Ale to inna bajka.
Po drugiej krótkiej pauzie tego dnia ruszyliśmy w dół w kierunku Jindrichova. Długie zejście, to i trochę się dłużyło. Minęliśmy miejscową gospodę, a mi ślinka pociekła na myśl o jakimś czeskim gulaszu. Nie było jednak sensu rozsiadywać się na kilka kilometrów przed metą. Chmury odsłoniły niebo i słońce zaczęło nieco przypiekać. Ruszyliśmy w kierunku granicy państw, by zaraz za nią nieco się zakręcić. Finalnie obyło się jednak bez większej pomyłki i już nieźle zgrzani dotarliśmy do mety, gdzie czekał na nas Piotrek. Niech będzie – harpagan Piotrek (pozdrawiam!) 10:29, w tym około 30 minut przerw w debiucie Kasi to jak mi się wydaje bardzo ładny wynik. A dla mnie wystarczające „przetacie” przed zbliżającym się Przejściem Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej.
Relacja z XVIII Prudnickiego Maratonu Pieszego – odczucia
Prowadząc projekt Górskie Wyrypy od kilku lat bacznie przyglądam się temu, co dzieje się na krajowym długodystansowym podwórku. Wiedziałem, czego mogę się spodziewać na PMP i wiele się nie pomyliłem. Gdybym miał porównać imprezę do jakiejś innej, w której brałem już udział, była by to Łużycka 50-tka albo Jesenicka 60-tka. Takie mocno czeskie wpływy odczułem. Tłumacząc niewtajemniczonym – impreza niekomercyjna, impreza o mocnym zasięgu lokalnym, nawet nieco w stylu „zarejestruj się na starcie i do zobaczenia na mecie”. Uczestnicy nie byli pieszczeni na każdym roku – szybka rejestracja, brak jakiejś hucznej odprawy, znakowanie trasy tylko w kilku miejscach i 2 z 3 punktów samoobsługowe. Dla mnie bardzo OK, ale jeśli ktoś brał udział tylko w świętokrzyskich wyrypach Pawła i spółki albo w „Żylecie”, mógłby poczuć się nieco zagubiony.
Trasa in plus. Mimo braku sporych wysokości, marszruta była urozmiacona. Trochę po płaskim, trochę pod górkę. Ze 2-3 ostrzejsze podejścia i tyle samo nieco większych zejść. Organizatorzy wspomnieli przed startem, że to trasa idealna dla debiutantów. I jestem skłonny przychylić się ku tej opinii, bo spokojnie da się zrobić te 50 kilometrów poniżej 12 godzin. Oczywiście bez przesadnych posiadówek. Kasi najbardziej podobał się odcinek do Biskupiej Kopy – dużo zieleni, potok, chłodek, no i sam szczyt. Mnie natomiast najbardziej zauroczył odcinek od Petrovic do Kravi hory. Ładne panoramy, fajnie widoczna Biskupia Kopa i wspomniana wcześniej „sudecka sawanna”. Czad!
XVIII Prudnicki Maraton Pieszy zorganizowali PTTK Oddział Sudetów Wschodnich w Prudniku wraz z Tygodnikiem Prudnickim. Uczestnicy mieli do wyboru cztery trasy o różnej długości. Na wszystkie trasy wyruszyło blisko 450 osób. Z kolei na trasie dużej (50 km) zameldowało się 129 startujących. Górskie Wyrypy objęły to wydarzenie patronatem medialnym.
Na koniec kilka słów od Andrzeja Derenia, jednego z organizatorów wydarzenia:
Obserwuj nasze konto na Instagramie! (klik)
Wspieraj nas na platformie patronite.pl! (klik)
Lub znajdź na naszej stronie podobne wpisy, o tu kawałeczek niżej 🙂
Jeszcze kawałek!
Turysta. Długodystansowiec. Eksplorator. Przez ostatnią dekadę przeszedł w górach ponad 20 000 km. Twórca projektu Górskie Wyrypy. Od 2013 roku promuje imprezy długodystansowe dla piechurów. Ma na koncie kilkadziesiąt startów w takich wydarzeniach. Sudety to jego mała ojczyzna. Je też lubi promować.