III Zimowa Wyrypa Gór Suchych to wydarzenie dla piechurów organizowane na obszarze Sudetów Środkowych. Okolice te słyną ze stromych podejść i karkołomnych zejść, które przez lata wśród długodystansowców promowała „Sudecka Żyleta”. Dziś będzie o młodszej siostrze „Żylety”, a więc o imprezie organizowanej po sąsiedzku – w Mieroszowie!
Szybki przegląd
Kiedy: 05.02.2022 r. Gdzie: Mieroszów, Góry Kamienne, Góry Suche Dystans: ~30 km Limit czasowy: 10 h Uzyskany czas: 6:15 brutto, 5:52 netto
III Zimowa Wyrypa Gór SuchychIII Zimowa Wyrypa Gór Suchych to klasyczna impreza dla piechurów z wytyczoną trasą, określonym limitem czasowym i punktem kontrolnym po drodze. To także niespełna 30-kilometrowa pętla. Taki dystans -umówmy się- nie robi wrażenia na doświadczonych piechurach, ale jednocześnie jest osiągalny dla „zwykłych” turystów. I to jest swoisty magnez. Poranny widok z wieży widokowej w MieroszowieJuż od wczesnych godzin porannych mieroszowskie uliczki mogły odczuć wzmożony ruch. Uczestnicy -nawiązując do wywołanego przed momentem magnezu- niczym opiłki żelaza lgnęli na miejski stadion, gdzie równo o godzinie 9:00 miał miejsce start. Gotowi do startu?!Start!Tłoczno było na początku, ale tak to już jest z tymi początkami. Dość szybko oswobodziliśmy się z zabudowy Mieroszowa. Na początku stawki widziałem Roberta, który zrobił, jak mówił mi kilka minut wcześniej. Ściągnął koszulkę i o gołej klacie rozpoczął marszobieg ku mecie. Świr, co nie? Uczestnicy przy wieży widokowej w MieroszowieJeszcze dobrze się nie rozpędziliśmy, a już trzeba było zakładać raczki. W sensie – kto miał, ten zakładał. Minęliśmy lokalną wieżę i całkiem sporym wężykiem ruszyliśmy w kierunku pierwszego znaczącego szczytu, którym była Lesista Wielka. Strasznie się tam namęczyłem, bo zamiast iść swoim tempem, szedłem tempem tego ludzkiego węża. Dopiero przed szczytem wskoczyłem z wydeptanej ścieżki w kopny śnieg, żeby minąć kilka osób. I jeszcze kilka. Wiatka na Lesistej Wielkiej. W końcu!Zaraz będzie stromo!To była dobra decyzja, bo chwilę dalej czekało na nas dość strome zejście. Korzystając z nieco większej przestrzeni, z impetem zsuwałem się po śniegu raz po razie połykając kolejne metry. Kilka chwil później byłem już w Unisławiu Śląskim, na który cień rzucał on – Stożek Wielki!
My tam ze Stożkiem mamy dobre relacje. Np. Nigdy się tam nie poobijałem ani nie połamałem (…) Tym razem gnaty też w całości, bo sztywny odcinek żółtym szlakiem pokonywaliśmy do góry, nie w dół.
Stożek WielkiNiewiele później byłem w Sokołowsku. Uwielbiam Sokołowsko! A tak się złożyło, że właśnie w tej uroczej miejscowości, mniej więcej na 16 km trasy znajdował się Punkt Kontrolny z poczęstunkiem. Poczęstunek ten był tematem moich rozmyślań od dłuższego czasu. Bo wiecie, niby człowiek ma w plecaku jakieś frykasy, no ale by po nie sięgnąć, trzeba ściągnąć plecak. I zatrzymać się by wypadało. I jakoś tak szkoda wybijać się z rytmu na tak krótkiej trasie. Na PK w Sokołowsku fajnie jest.Wróćmy jednak do Sokołowska. Na PK ugoszczono nas gorącą zupą pomidorową i herbatą. Na „później” wziąłem też drożdżówkę z dżemorem. Atmosfera była tak bardzo podniosła, że podniosłem z ziemi raczki i ruszyłem w kierunku kolejnych firmowych podejść Gór Kamiennych. Zaczęło się mozolne zbieranie metrów pod tytułem „Włostowa, Kostrzyna i Suchawa”. Sztywniutko! Podejście może i dało w kość, ale te widoki – fiu fiu.Ten czubek, to Kostrzyna. Widziana ze zbocza Suchawy.Przyszła pora na wędrówkę pasem granicznym, jednak zanim do niego dotarłem, niebo jakoś tak pociemniało, by po chwili wypluć w moim kierunku miliony mokrych płatków śniegu. A że wietrzysko się przy tym zerwało, po chwili całą gębę miałem obklejoną śniegiem. Przez moment tak dawało, że nie widziałem szlaku. Jeszcze chwilę i wyglądałbym jak bałwan… Yyy, proszę bez żartów!Jeszcze kilka krótkich podejść i rozpoczęło się dłuuugie zejście. W końcu wyszliśmy na rozległe pola, przez które przeprowadziły nas strzałki. Niewiele dalej była meta, medal, uścisk dłoni i żurek. III Zimowa Wyrypa Gór Suchych była dla mnie przetarciem przed sezonem oraz resetem głowy po ciężkim początku roku w pracy. Do wydarzenia jakoś szczególnie się nie przygotowywałem, formę miałem średnią, a większość trasy pokonałem w ciszy. Bo reset głowy, to wymagający proces jest.
Ciekawe, czy ktoś z Was pamięta jeszcze, jakie pytanie postawiłem w tytule. Odpowiedź na nie brzmi – nie. Ta impreza -mimo niewielkiego dystansu- z pewnością nie jest najłatwiejszą, w jakiej dotychczas brałem udział. Wszystko za sprawą sztywnych i długich podejść oraz zimowych warunków na trasie.
Czołem!Z drugiej strony, ja bym tej trasy aż tak nie demonizował. Dzień lub dwa po starcie ktoś zadał mi pytanie, czy faktycznie było tak ultra ciężko. Ponoć gdzieś w internecie napisano, że było 2000 metrów sumy kosmicznych podejść. Podsumuję to tak – było 1400 metrów podejść, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Turysta. Długodystansowiec. Eksplorator. Co roku przemierza ponad 2000 km po górach, głównie Sudetach, które uważa za swoją małą ojczyznę. Twórca projektu Górskie Wyrypy, współorganizator górskich maratonów, górski przewodnik. Od 2013 roku promuje i wspiera imprezy długodystansowe dla piechurów. Ma na koncie ponad 30 startów w takich wydarzeniach.