W sobotę 19 czerwca odbył się II Rajd Kotliny Turoszowskiej. Na starcie w Bogatyni stanęło blisko 200 uczestników, którzy mieli do pokonania niespełna 60-kilometrową trasę. Już sam dystans na co poniektórych robił wrażenie, jednak to było jasne, że największym utrudnieniem na trasie mają być wysokie temperatury. W końcu to „Rajd Prażynek”, na którym praży, smaży i zapieka. Tutaj walczy się ze Słońcem!
Kiedy: 19.06.2021 r.
Gdzie: Bogatynia, Góry Izerskie, Kotlina Turoszowska
Dystans: 58 km
Limit czasowy: 16 godzin
Zmierzony dystans: 59,5 kilometra
Uzyskany czas: 12:45 brutto; 11:40 netto
Średnia prędkość: 5 km/h
Relacja z II Rajdu Kotliny Turoszowskiej – wstęp
Mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Autorem tych słów był Heraklit z Efezu i odniósł się w nich do ciągłych zmian, przemiany otaczającego nas świata. Na potrzeby tej relacji pozwolę sobie nieco zbałamucić tę tezę i stwierdzić, że da się dwa razy wejść pod to samo słońce. I słońce to świeci właśnie nad Bogatynią (…)
W Rajdzie Kotliny Turoszowskiej wziąłem udział po raz drugi. Od mojego debiutu w tej wyrypie minęły jakieś 4000 kilometrów na górskich szlakach lub jak kto woli – 24 miesiące. I gdy na kilkanaście dni przed wydarzeniem wydawało mi się, że to będzie zupełnie inna edycja, niż ta pierwsza, tak w piątek utwierdziłem się w przekonaniu, że… jednak nie. I… może to i lepiej? Są wydarzenia dla piechurów, gdzie wyzwanie stanowią mordercze przewyższenia, czy dystans. W Bogatyni wszystko kręci się wokół Słońca. Walczy się ze Słońcem. I choć walka ta jest nierówna i momentami wyczerpująca, to daje niesamowitą dawkę satysfakcji. W końcu… pokonać słońce – czy to nie brzmi epicko?
Relacja z II Rajdu Kotliny Turoszowskiej – na trasie
Spod OSiR w Bogatyni wyruszyliśmy o 6 rano. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz stałem tak zmęczony na starcie i nawet dopuściłem do siebie myśl, że być może będę musiał zejść wcześniej z trasy. Wiecie, chwilę wcześniej przed Bogatynią wstrzyknęli mi 5G i te sprawy, a sygnał okazał się na tyle mocny, że przez dwie noce miałem SPORY problem ze snem.
Na początku praktycznie zamykałem stawkę, a że było dość wąsko, jakoś szczególnie nie pchałem się do przodu. Tylko trochę. Chwilę przed Opolnem-Zdrój wyszliśmy na szerszą drogę no i się zaczęło. W sensie jakaś adrenalina zabulgotała mi we krwi, a nogi same rwały się do przodu. Przez przypadek oderwałem się od Dominiki i Grześka. Żałowałem, ale nie było już odwrotu. Dość sprawnie -ale z dużą rezerwą- pod nogami znalazł się Granicznik (366), potem okolice szczytu Vyhledy (569) i szczyt Graniczny Wierch (575). Wysokości może nie imponujące, jednak podejście na ostatni z wymienionych wierzchołków – prima sort, takie takie „żyletowe”.
Gdzieś w tych okolicach spotkałem Roberta, z którym sobie chwilę pogawędziłem i który dał cynk, że z przodu idzie Artur. Z chłopakami znamy się z Przejścia, a z Arturem chyba już ze trzy razy przekraczałem metę tego memoriału. W końcu go doszedłem przy pierwszym Punkcie Kontrolnym i żaden drugiego nie pytał, czy pokonujemy trasę razem. Po prostu poszliśmy dalej. Niewiele później dotarliśmy do drugiego PK, gdzie na uczestników czekał poczęstunek.
Nie spodziewałem się, że takie wrażenie mogą zrobić na mnie warzywa i owoce. Każdy dostawał swój box z posiekaną kolorową zawartością. Sprytnie przemycona porcja płynów wjechała jak złoto, a sam pomysł okazał się genialny w swojej prostocie. Ruszyliśmy w dalszą drogę, a wraz z jej upływem słupek rtęci coraz śmielej zbliżał się do „30”. Gdzieś po drodze, kiedy trasa postanowiła przeciągnąć nas przez dzikie leśne ostępy, przekraczaliśmy strumyk. Co z tego, że woda do tych pierwszej świeżości nie należała. Woda to woda – stwierdziliśmy wraz z innymi uczestnikami i stadnie oddaliśmy się rytuałom ochlapywania, polewania i zanurzania różnych części ciała i garderoby.
Trzeci PK znajdował się na obszarze dawnej wsi Wigancice Żytawskie. Dawna? Jak się okazało, rozebrano tu około 300 domostw. Jeden z zabytkowych budynków przeniesiono nawet do pobliskiego Zgorzelca, gdzie pełni funkcję restauracji. Wszystko za sprawą rozwoju pobliskiej Kopalni Węgla Brunatnego Turów i powiększania hałdy, która finalnie nie osiągnęła zamierzonych rozmiarów. Co jednak najciekawsze – wieś nigdy nie została zlikwidowana administracyjnie, ma swojego sołtysa urzędującego na uchodźstwie, a dawni mieszkańcy spotykają się regularnie i planują powrócić tu na stałe.
Minęliśmy Lutogniewice i Krzewinę osiągając najbardziej na północ wysunięty odcinek trasy. Można nawet powiedzieć, że niemal wylecieliśmy z Worka Turoszowskiego, jednak już po chwili mozolnie zaczęliśmy przesuwać się w kierunku jego dna. Mijając miejscowości, kolejno Bratków i Posadę, upał coraz bardziej dawał nam się we znaki. Nawet zaczęło mnie nieco „stawiać”. W końcu jednak doczłapaliśmy do Działoszyna, gdzie na PK było wszystko, czego potrzeba do szybkiej regeneracji.
Przede wszystkim po raz kolejny tego dnia trafiliśmy na dobrych ludzi. Ja „pod ladą” dostałem kilka kostek lodu dla ochłody, a Artur kawkę, która chodziła za nim od kilku godzin. Opiliśmy się lemoniady z miętą, zjedliśmy pyszny kwaśny bigos i obficie przepłukaliśmy głowy pod zimną wodą. Można było ruszać.
Ostatni odcinek trasy, dokładnie jak 2 lata temu, dawał się we znaki chyba najbardziej. Powoli wspięliśmy się na szczyt hałdy, a na termometrach było już grubo ponad 30 stopni Celsjusza. Cienia praktycznie brak, a spękana od słońca ziemia tylko potęgowała odczucie, że znajdujemy się na jakiejś pustyni. Na turoszowskiej Saharze. Na tym etapie wylałem na siebie chyba ze 2 litry wody, co kwadrans chłodząc niemal gotujący się globus. Przeszliśmy przez stare lotnisko, gdzie znajdował się ostatni PK. Do Bogatyni było już blisko, wystarczyło przejść z jednego krańca miejscowości na drugi.
I wtedy znów pojawiła się adrenalina, choć biorąc pod uwagę lejący się z nieba żar – raczej jej opary. Przez zabudowę Bogatyni przemknęliśmy w czteroosobowej grupce niczym szaleńcy. Wszystko przez to, że dałem znak do dogonienia oddalonego o kilkadziesiąt metrów uczestnika. Ten nagle gdzieś się rozpłynął, jednak żaden z nas nie chciał zostać w tyle i w mocno podkręconym tempie wpadliśmy na metę. Piątka chłopaki za ten mocny finisz! Finito.
Relacja z II Rajdu Kotliny Turoszowskiej – wydarzenie w liczbach
Na trasę Rajdu wyruszyło 173 uczestników. Po drodze z dalszej rywalizacji wycofało się 50 osób, a do mety finalnie dotarło 123 startujących. Najczęstszym powodem „wycofów” była wysoka temperatura, która maksymalnie osiągnęła 34 stopnie Celsjusza w cieniu. Organizatorzy dwoili się i troili, aby ugasić ten pożar. Na Punktach Kontrolnych wydano łącznie blisko 650 litrów wody oraz 280 kilogramów warzyw i owoców oraz rozdano ponad 400 puszek izotoników!
Relacja z II Rajdu Kotliny Turoszowskiej – odczucia
Spomiędzy wersów trochę już wypłynęło, co myślę o tej imprezie. Dla mnie II Rajd Kotliny Turoszowskiej to opowieść o ludziach i Słońcu. Że Słońce dawało się mocno we znaki, to już wiecie. A ludzie? Z jednej strony uczestnicy, grupa wspaniałych, odważnych ludzi, która już po kilkunastu kilometrach od startu zdawała sobie sprawę, że mocno wdepnęła. Byliśmy jak jeden organizm rozciągnięty na trasie, który po prostu chciał przetrwać. Fajnie!
Dziękuję!
Organizatorem II Rajdu Kotliny Turoszowskiej była Fundacja Rajdu Kotliny Turoszowskiej. Współorganizatorami wydarzenia byli OSiR w Bogatyni, Stowarzyszenie Dom Kołodzieja, Szkoła Ewangelicka w Posadzie, Stowarzyszenie Królewska Dolina Górnołużycki Działoszyn. Sponsorem Głównym Rajdu była Gmina i Miasto Bogatynia.
Pozostali sponsorzy: Powiat Zgorzelec, Lidl Polska, Citronex Sp. z o. o. właściciel marki Yellow Premium Banans, Decathlon Zgorzelec, Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Bogatyni, Centrum Szkoleniowo-Doradcze „B-Risk”, Plichta Mirosław, Gminne Przedsiębiorstwo Oczyszczania Sp. z o. o. w Bogatyni, Laboratorium Kosmetyczne FLOSLEK Furmanek sp. j., Mapa Turystyczna mapa-turystyczna.pl, I’m Beauty Ilona Mazurkiewicz
Działanie zostało dofinansowane ze środków Miasta i Gminy Bogatynia w ramach Gminnego Programu Współpracy Transgranicznej.
Co możesz jeszcze zrobić?
- Polub nasz profil na Facebooku
- Obserwuj nas na Instagramie
- Zostań naszym Patronem na patronite.pl
- Czerp wiedzę, dziel się doświadczeniami, komentuj, udostępniaj i klikaj w reklamy 😉
Turysta. Długodystansowiec. Eksplorator. Przez ostatnią dekadę przeszedł w górach ponad 20 000 km. Twórca projektu Górskie Wyrypy. Od 2013 roku promuje imprezy długodystansowe dla piechurów. Ma na koncie kilkadziesiąt startów w takich wydarzeniach. Sudety to jego mała ojczyzna. Je też lubi promować.
Isnty Badwater Bogatynski 😁
Haha, dobre porównanie! 😉 Nawet nie wiedziałem, że istnieje takie ultra 😛